po dacie ważności
przywieram do ciebie
jak bluszcz
jak sen którego się wstydzę
otulam się tobą niby żałobnym kirem
niby pieszczotą
którą zadajesz na rozkaz
jestem zbyt zmęczona
oczekiwaniem na strach
być może wszystko zacznie się
od środka
moje dłonie wyprzedzają namiętność
tak daleko stąd
do ogrodu
niebo przywykło do kroków
podziwiam w lustrze twoją przyszłość
może to ból może obojętność
każe ujrzeć czas nago
ograbiony z nieczystości
po dacie ważności
nie nakarmię dziś gwiazd
schowam księżyc na strychu
Dodaj komentarz